Trzeba było się ubezpieczyć!

Piotr Gabryel w “Rzeczypospolitej” przypomina (nie)sławne słowa Włodzimierza Cimoszewicza z 1997 r. wypowiedziane w czasie tzw. “powodzi stulecia”, który zapytany o państwowe odszkodowania dla powodzian odpowiedział “Trzeba było się ubezpieczyć”. I chociaż sam Cimoszewicz podobno żałuje tej wypowiedzi, która - w jego relacji - była oczywiście wyrwana z kontekstu, ja z kolei - razem z Gabryelem - żałuję, że nie stała się ona credo polskich władz w podobnych wypadkach.

Nie trzeba być noblistą w dziedzinie ekonomii, żeby zrozumieć prostą zależność, że jeśli coś jest subsydiowane to (ceteris paribus oczywiście) będzie tego więcej. W przypadku “odszkodowań dla powodzian” państwo dotuje tych, którzy wbrew elementarnemu rozsądkowi się nie ubezpieczyli. Słusznie zauważa Gabryel, że na frajera wychodzi w takiej sytuacji ten, kto się ubezpieczył.

Ktoś może jednak powiedzieć, że ubezpieczenie nieruchomości znajdującej się na terenie zagrożonym powodzią jest bardziej kosztowne niż gdyby znajdowała się ona gdzie indziej. Wydawać by się mogło, że winne są chciwe zakłady ubezpieczenie, które chcą czerpać zyski z przymusowej sytuacji zagrożonych właścicieli. A właściciele z kolei będą twierdzić, że nie mogą sobie pozwolić na tak drogie ubezpieczenie, więc niech ich państwo ratuje.

Szkoda już nawet marnować energii na tłumaczenie, że ubezpieczenia na tym właśnie polegają, że składki są skorelowane z ryzykiem, gdyż celem ubezpieczeń nie jest transfer majątku od bardziej zagrożonych do mniej zagrożonych wystąpieniem określonej szkody, lecz w miarę równomierne rozłożenie ryzyka w całej puli ubezpieczonych.

Ja chciałbym zwrócić uwagę na argument, który w Polsce pojawia się rzadko, za to w USA podnoszony jest przy okazji szkód wywołanych przez huragany na obszarze przez nie regularnie odwiedzanym. A mianowicie: jeżeli ktoś decyduje się na mieszkanie na terenie zagrożonym, to nie może mieć pretensji do całego świata, że zagrożenie się zmaterializuje! Nieruchomości na terenach zagrożonych powodzią są (a przynajmniej w zasadzie powinny być) tańsze od identycznych nieruchomości w ten sposób nie zagrożonych. Różnica w cenie wynika właśnie z ryzyka.

Dlaczego więc podatnicy mają ponosić ciężar ryzyka, biorąc pod uwagę fakt, że ryzyko to było już zdyskontowane w cenie nieruchomości? Przecież nie jest tak, że rzeki gwałtownie zmieniają bieg co kilka lat i nie można przewidzieć czy dana nieruchomość jest potencjalnie zagrożona czy nie.

Dlatego też do znudzenia powtarzać należy: “Trzeba się było ubezpieczyć!"

Related